fbpx

Niemieckie książki, filmy i seriale o II Wojnie Światowej

O różnicach między Szwajcarami

O różnicach między Szwajcarami 1200 800 Diana Korzeb

Już jakiś czas temu natknęłam się na wpis na blogu Szwajcarskie BlaBliBlu i chciałam do niego dorzucić swoje trzy grosze, ale zawsze było milion innych wpisów, które czekały w kolejce. O czym Jo pisze? W wielkim skrócie chodzi o tzw Röstigraben, czyli niewidzialną granicę pomiędzy Szwajcarią niemieckojęzyczną i francuskojęzyczną. Różnica między tymi częściami nie polega tylko na dwóch różnych językach ojczystych, ale też na innej kuchni czy różnym podejściu do tych samych spraw.

Małe przypomnienie z lekcji geografii. W Szwajcarii są 4 języki urzędowe: niemiecki (74%), francuski (13%), włoski (6,5%) i retoromański (0,5%). Jak widać na poniższej mapce niemieckojęzyczne kantony (czyli jednostki administracyjne odpowiadające mniej więcej naszym województwom, ale ze zdecydowanie większą autonomią) znajdują się w północno-środkowej części kraju (kolor pomarańczowy), a te francuskojęzyczne – w zachodniej części (kolor zielony).

Jakie są moje doświadczenia w tym temacie?

Za czasów studenckich miałam okazję być w Niemczech i Austrii (tu niestety zazwyczaj dosyć krótko), i zawsze, ale to zawsze miałam ogromną ochotę pojechać do Szwajcarii, bo wydawała mi się ona niczym ta mityczna Atlantyda – cudna kraina krowami i serami płynąca, a że jest daleko i do tanich krajów nie należy, to przez długi czas nie zapowiadało się, że uda mi się spełnić tę moją ekstrawagancką zachciankę. Jakoś tak po 2 czy 3 roku studiów trafiła się gratka – wyjazd po Bożym Narodzeniu do Genewy (na mapce zielony obszar, praktycznie końcówka zielonego cypka, nad Jeziorem Genewskim). Odbywało się tam wtedy europejskie spotkanie młodzieży Taizé.


Slide
Jezioro Genewskie w Rolle
Pomijając różne inne perypetie (niby to tylko kilka dni, a opowieści starczyłoby na dwa tygodnie) w przypływie szaleństwa postanowiłyśmy z 2 koleżankami wybrać się stopem do stolicy Szwajcarii – Berna. Prawie cały obszar francuskojęzycznych kantonów (kolor zielony) przejechałyśmy pociągiem w ramach taize’owego biletu. Pozostał nam do pokonania odcinek między Neuchâtel a stolicą. W Neuchâtel postanowiłyśmy złapać stopa. Odeszłyśmy kawałek od centrum, ale nadal w mieście, wystawiłyśmy kciuki do góry i w ciepłych promieniach słońca czekałyśmy na zbawienie. Po ok 30-40 minutach zatrzymał się przy nas chłopak i podrzucił nas na obrzeża miasta, mimo że było mu zupełnie nie po drodze. Nad płynącym nieopodal strumykiem spędziłyśmy radośnie czas (jakoś nam się zupełnie wtedy nie spieszyło) a potem zaczęłyśmy łapać kolejnego stopa. Znów, po relatywnie krótkim czasie, zatrzymał się kolejny chłopak, tym razem pochodzący z włoskiej części Szwajcarii. Rozmowa była przezabawna, bo on po angielsku znał 3 słowa na krzyż, a ja po włosku 2, więc jak sami się pewnie domyślacie konwersacja była wyśmienita. Chłopak okazał się złotym człowiekiem i specjalnie nas podrzucił na obrzeża Biel/Bienne, mimo że też oryginalnie jechał w zupełnie innym kierunku. Tam wysiadłyśmy na nieczynnej stacji benzynowej i zaczęłyśmy łapać kolejnego stopa. Oprócz faktu, że zaczęło być koszmarnie zimno (góry, przełom grudnia i stycznia…) to było bardzo radośnie. Kierowcy na nas trąbili, machali do nas, ale przez 2 godziny (zaczęło już być ciemno) nikt się przy nas nawet nie zatrzymał (stałyśmy w dobrym miejscu, jedna z koleżanek miała duże autostopowe doświadczenie). W końcu na wpół zamarznięte poddałyśmy się i dziękując w duchu za przytomność naszego ostatniego kierowcy poszłyśmy na pobliską stację i już koleją wróciłyśmy do naszej mieścinki pod Genewą.
Bezimienna stacja kolejowa w francuskojęzycznej Szwajcarii
Ja wiem, że nie ma co uogólniać i że jest to tylko jeden mały przykład, ale będąc w jednym państwie miałam wrażenie, że w którymś momencie faktycznie przekroczyłyśmy jakąś granicę. Podejście i mentalność ludzi była zupełnie inna. Z ciekawostek – większość napotkanych francuskojęzycznych Szwajcarów nie mówiła w ogóle po angielsku (żaden z chłopaków, osoby napotkane na lokalnych stacjach kolejowych). No cóż najwyraźniej angielski jednak jeszcze tak całkowicie nie zdominował naszego świata, nawet w Europie.

Byliście kiedyś w Szwajcarii? Mieliście okazję spotkać się z tą różną szwajcarską mentalnością?

Diana Korzeb

Od 10 lat pomagam moim kursantkom rozgadać się po niemiecku. Piszę bloga dla fanek języka niemieckiego. Więcej o mnie: kliknij tutaj.

Slide

Diana Korzeb

Od 10 lat pomagam moim kursantkom rozgadać się po niemiecku. Piszę bloga dla fanek języka niemieckiego. Więcej o mnie: kliknij tutaj.

Autorka: Diana Korzeb
3 komentarze
  • Może wynika to z tego, że Francuzi też niezbyt dobrze mówią po angielsku. Może mentalność jest bardzo podobna

  • Ehh ale bym chciała wybrać się kiedyś do tej pięknej Szwajcarii i Austrii … 🙂 Narobiłaś mi jeszcze większej ochoty. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Szwajcaria nie została zdominowana przez język angielski 😛
    Powiedz mi proszę, czy w Szwajcarii i Austrii odbywają się także jarmarki bożonarodzeniowe podobne do tych u naszych zachodnich sąsiadów?