Drezno jest jednym z większych niemieckich miast. Bez względu na porę roku można tam spotkać turystów z całego świata. Podziwiają oni monumentalne barokowe budowle, słuchają latem koncertów na dziedzińcu zamku Zwinger i zajadają się zimą jarmarkowymi przysmakami na najstarszym niemieckim jarmarku – Striezelmarkt. Miałam okazję być w Dreźnie kilkukrotnie i za każdym razem odkrywam coś nowego: Kunsthofpassage z największym „instrumentem” na świecie, albo przepiękny sklep mleczny, w którym można spróbować różnych mlecznych produktów. W grudniu 2013 zauroczyły mnie drezdeńskie jarmarki i koniecznie chciałam do nich wrócić rok później.
Podczas całego grudniowego wyjazdu, chcąc zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, założyłam sobie, że w każdym mieście spędzę przynajmniej jeden pełny dzień, a co drugi będę się przemieszczać. Do Drezna przyjechałam w piątek wieczór ok 20:00, pociągami z Białegostoku. Trasa nie była uciążliwa, ale trochę się bałam, czy sobie na miejscu poradzę, bo jeszcze nigdy nie byłam na drezdeńskim dworcu, znam tylko pobieżnie starówkę. Okazało się, że moje obawy nie były bezpodstawne, bo na Dresden Hauptbahnhof nie zauważyłam ŻADNYCH znaków kierujących osoby przyjezdne w stronę starówki. Z kolei zapytani przechodnie nie byli w stanie udzielić mi żadnej sensownej odpowiedzi, więc poszłam na czuja w tę stronę, w którą kierowała się większość ludzi. Dobrze trafiłam (wystarczy iść cały czas prosto ze strony, która wychodzi na przystanki tramwajowe), bo po ok 20-30 minutach byłam już w samym centrum. Znalezienie recepcji i dotarcie do mieszkania zajęło mi kolejne 30 minut, więc zanim się rozpakowałam i dałam znać rodzinie, że żyję, zrobiło się już grubo po 21:00 i budki na Striezelmarkcie, który miałam nieopodal, zaczęły się zamykać. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem uzależniona od techniki, jak bardzo odzwyczaiłam się od proszenia ludzi o wskazanie drogi. W Polsce mam zawsze przy sobie komórkę, w niej Internet, więc wystarczy kilka sekund, żeby znaleźć drogę. Za granicą traci się ten komfort. Czy to coś złego? Oczywiście, że nie, ale ja jestem z tych, co nie lubią zaczepiać obcych ludzi na ulicy.
W ramach tego całego wyjazdu postanowiłam sobie, że będę próbować wszystkich lokalnych potraw i słodkości, które zobaczę i udało mi się wprowadzić to postanowienie w życie już drugiego dnia rano, bo oprócz standardowej kawy i kanapki na ciepło jako deser spróbowałam Bienenstich (dosł. „Użądlenie pszczoły”), o którym wspominałam Wam w listopadowym wpisie z cyklu W 80 blogów dookoła świata.
BienenstichŚniadanie jadłam w małej piekarnio-kawiarence nieopodal Striezelmarktu. W pewnym momencie usłyszałam hałas za oknem, grała jakaś orkiestra. Fanką orkiestr za bardzo nie jestem, więc nie spieszyło mi się na zewnątrz, ale po śniadaniu wyszłam i okazało się, że trafiłam na najważniejszy punkt pochodu: przemarsz ogromnego ciasta Christstollen. Jego wymiary to: waga 3,341kg, wysokość 0,74m, szerokość 1,77m, długość 4,34m.

Sam Christstollen załapał się na filmik, zdjęcia niestety brak, ale po wielkości wozu powinniście być w stanie sobie wyobrazić jego wymiary
Resztę dnia spędziłam na spacerze po starówce i jarmarkach, objadając się niemiłosiernie pieczonymi kasztanami, pieczonymi jabłkami i innymi jarmarkowymi przysmakami. Czy wspominałam już, że Drezno to najfajniejsze miasto w adwencie ;)?

Świeżo pieczony (można było podejrzeć produkcję) Rahmbrot z boczkiem (der Speck) i szczypiorkiem (der Schnittlauch)

Moje ulubione owoce w czekoladzie. W zależności od owocu mamy np Erdbeerspieß albo Mandarinenspieß. Słowo der Spieß oznacza rożen, szpikulec używany np podczas grillowania.
Popołudniu poszłam też do muzeum transportu, które możecie znaleźć w samym centrum starówki. Zrobiłam tam sporo zdjęć, więc z tej okazji pojawi się osobny wpis.
Następna w kolejce była Norymberga, o której opowiem Wam innym razem. Czy ktoś z Was był kiedykolwiek w Dreźnie? Macie tam jakieś swoje ulubione miejscówki?
Spodobał Ci się ten wpis? Polub zatem mojego bloga na Facebooku i obserwuj go na Bloglovin!
Zachwycił mnie Zwinger! Całe centrum polubiłam i mam stamtąd świetne wspomnienia z kursu pilotażu. Czekam na muzeum transportu!