Dziś część druga wpisu o szwajcarskim scyzoryku. Pierwszą znajdziecie TUTAJ. Tym razem mamy dla Was recenzję konkretnego modelu. Zapraszamy! (Będzie duuużo zdjęć własnych :))
„Tinker Deluxe” to 4 warstwy, w których upchnięto 9 narzędzi oferujących 14 różnych funkcji.
Następny jest hak – na różnych stronach zwany wielofunkcyjnym / uniwersalnym. Nie miałem okazji używać i nie mam pomysłu „po co to”. Internety sugerują, że sprawdza się to nieźle jako nosidełko do cienkich reklamówek które normalnie mają tendencję do wżynania się w dłoń, bo targać związanych sznurkiem snopów siania raczej prędko mi nie przyjdzie.
Ostatnim narzędziem jest szpikulec / szydło. Tutaj wyobraźnia też mnie zawodzi – nie wiem do czego to mogłoby służyć, ale musi to być mocno potrzebne skoro szwajcarska armia ma to w scyzoryku od 120 lat.
Dodatkowo w obudowie scyzoryka schowane są dwa kolejne „narzędzia”: wykałaczka, która na dłubanie w zębach troszkę za duża, oraz pęseta, która dzięki swym niewielkim rozmiarom, sprawdza się świetnie również jako śrubokręcik – używałem do przykręcania malutkiej śrubki przy okularach (na którą „śrubokręt 3mm” był za duży).
Całość prezentuje się tak:
Podobne scyzoryki w swojej kolekcji posiada T.M.D.P. (Tata Mojej Drugiej Połówki ;)).
Od mojego Tinkera Deluxe Spartan różni się ilością warstw: posiada dwie, z ostrzami i otwieraczami (brak nożyczek, kombinerek oraz haka). Posiada też korkociąg zamiast śrubokręta.
A ja zapraszam Was na ostatnią część niekończącej się sagi o SAKu, w której znajdziecie kilka ciekawostek :).
Spodobał Ci się ten wpis? Polub zatem mojego bloga na Facebooku i obserwuj go na Bloglovin!
Niewiarygodne, jak takie małe urządzenie może być wręcz niezbędne w codziennym życiu (zwłaszcza w wypadku mężczyzn) 😀