Kilka dni temu dzieliłam się z Wami łupami przywiezionymi z Polski i Niemiec. Wśród nich znalazło się wydanie specjalne magazynu Podróże, skupiające się na dwóch Bundeslandach graniczących z Polską: Brandenburg (Brandenburgia) ze stolicą w Poczdamie (Potsdam) i Sachsen (Saksonia) ze stolicą w Dreźnie. Wg informacji wydawcy gazeta ma dwie różne okładki, więc nie dajcie się zwieść, że to dwa różne wydania. Gazetka nie jest przesadnie gruba (raptem 48 stron), więc i cena jest zdecydowanie miła dla kieszeni: raptem 4zł. Ze względu na cenę i objętość nie miałam wobec niej zbyt wielkich oczekiwań i w dużej mierze nie zawiodłam się. Zastanawiacie się czy ją kupić? Może garść moich uwag Wam w tym pomoże.
Zacznijmy od plusów.
Większość artykułów jest dosyć ciekawa i możecie dzięki nim zorientować się, które rejony tytułowych Bundeslandów Was interesują. Znajdzie się tu coś dla aktywnych i lubiących naturę (liczne zachęty do korzystania z tras rowerowych, wspinaczkowych i rezerwatów biosfery) jak i mieszczuchów (trochę krótki, ale ciekawy artykuł o Görliwood, czyli filmowej karierze miasta Görlitz). Podoba mi się też artykuł o historii i odbudowie drezdeńskiego kościoła Mariackiego – Frauenkirche. Sama do niedawna nie wiedziałam, że po zbombardowaniu Drezna podczas wojny kościół był ruiną do 1993 roku, kiedy to za sprawą datków z całego świata rozpoczęto jego odgruzowywanie i odbudowę. Jako miniuzupełnienie mamy kilka krótkich informacji o najistotniejszych zabytkach Drezna i okolic. Pozytywnie zaskoczył mnie tekst o winnicy „z polską duszą”. Z resztą w całym wydaniu co i rusz natrafiamy na małe polskie smaczki. Artykuł o winnicy Zimmerling zapowiadał się na niezgrabny product placement, ale wyszedł bardzo fajnie i sama nabrałam ochoty, żeby obejrzeć rzeźby Małgorzaty Chodakowskiej i spróbować wina z winnicy jej męża. Tradycje i zwyczaje Rudaw pozostawiają ogromny niedosyt. Chętnie dowiedziałabym się jeszcze więcej na temat tego regionu, jego zwyczajów i potraw. Niemniej jeśli lubicie lokalny koloryt, to ten artykuł na pewno zachęci Was do odwiedzenia Rudaw. Super sprawą jest też kalendarz wydarzeń, chociaż trudno określić, czy bardziej skupia się na Brandenburgii i Saksonii, czy jednak na całych Niemczech.
…a teraz łyżka dziegciu
Nie bardzo wiem do kogo cała publikacja jest skierowana. Większość nazw potraw jest podana tylko po polsku, więc jeśli ktoś nieznający niemieckiego napali się na zielony sos (Grüne Soße), tort szwarcwaldzki (Schwarzwälder Kirschtorte) czy „ogórki nafaszerowane mięsem mielonym i zapieczone” (możliwe tłumaczenie to Überbackene Gurken mit Hackfleischfüllung) to życzę mu powodzenia przy składaniu zamówienia w restauracji. To samo np ze słynnym muzeum-skarbcem w Dreźnie. Może Wam ktoś na miejscu pomoże i pokaże palcem, gdzie jest Zielone Sklepienie (Grünes Gewölbe). Nazwy polskie są bardzo potrzebne, ale bez nazw niemieckich niektóre z tych porad są bezwartościowe. Dziwi mnie też wzmianka o przewodnikach w języku niemieckim. Jeśli reklama, a taką jest to wydanie, jest kierowana do polskiego turysty, to albo zachęćmy go oprowadzaniem po polsku, albo chociaż od biedy po angielsku. Wbrew pozorom nie tylko germaniści lubią jeździć na wycieczki do Niemiec :). Pozwolę sobie pominąć milczeniem artykuł o największym outlecie we Wschodnich Niemczech, w końcu można mieć różne cele turystyczne, a i mi się zdarza wyjechać na szopping, ale wszechobecna ukryta reklama Deutsche Bahn jest nie fair. Końcowy artykuł o udogodnieniach dla niepełnosprawnych. Super sprawa, tylko dlaczego do DB są podane wszystkie telefony i strona, a do innych miejsc już nie? Przecież jest sporo różnego rodzaju przewoźników np autokarowych. W kontekście tego, co się dzieje na niemieckiej kolei rozbawiło mnie do łez zdanie „Na terenie Niemiec najlepiej poruszać się DB Bahn”. Pomijam już przeoczenie korektora, ale jak można twierdzić, że obecnie kolej w Niemczech to najlepszy środek transportu? Miałam tylko krótką możliwość poznania uroków niemieckiej kolei, i jak pociągi uwielbiam, to parę razy zdarzyło mi się rzucić mięchem pod nosem, bo pociąg regionalny był opóźniony, a z relacji znajomych wiem, że na co dzień bywało dużo gorzej. A ceny biletów to już w ogóle jakiś hardkor. 100 razy bardziej wolę podróżować niemieckimi autobusami (od 2 lat firmy rozwijają się jak oszalałe), bo nie dość, że są na czas, to jeszcze są bardzo przystępne cenowo. Jedyny minus to ilość połączeń i częsty brak dworców, ale to już temat na osobny wpis, który pojawi się niedługo na blogu.
Podsumowując. Te 4zł to nie majątek, a w gazetce jest sporo informacji, które na pewno zachęcą Was do dalszych poszukiwań ciekawych miejscówek we wschodniej części Niemiec. Nie dajcie się tylko zwieść kryptoreklamie Deutsche Bahn :P.
Spodobał Ci się ten wpis? Polub zatem mojego bloga na Facebooku i obserwuj go na Bloglovin!
Niemieckie autobusy niestety też się spóźniają:).