Postanowiłam zrobić mały eksperyment (das Experiment) i zabawić się (prawie) w…szafiarkę. Nie będę Wam co prawda pokazywać mej boskiej figury w nowych fatałaszkach, ale chciałabym się z Wami podzielić drobnymi zakupami, które zrobiłam podczas grudniowego wyjazdu. Cały tour d’Allemagne był poświęcony głównie jarmarkom bożonarodzeniowym, ale skoro już jesteśmy po Świętach, to postaram się zrobić te wpisy jak najmniej świąteczne. Teraz chciałabym podzielić się z Wami moimi fantami, a poniżej mała zachęta do czytania bloga.
-
Na pierwszy ogień idą zakupy typowo kobiece: dzięki blogowi Anwen jestem od kilku lat umiarkowaną włosomaniaczką. Nie miałam jeszcze okazji wypróbować wszystkich polecanych przez nią kuracji, ale odkąd poświęcam moim włosom (das Haar) więcej uwagi lepiej się prezentują. Niestety moje gęste, ale cienkie włoski są strasznie kapryśne i, mimo że mam już swoje ulubione szampony, to ukochanej odżywki nadal nie udało mi się znaleźć. Ostatnio oszalałam na punkcie awokado, więc stwierdziłam, że warto wypróbować go również na skalp. Porada dotycząca odżywek: die Spülung to zawsze będzie odżywka do spłukiwania, do wyboru jest też die Haarkur, które najczęściej powinno być odzywką/maseczką bez spłukiwania.
-
Ulubiony żel pod prysznic (das Duschgel) z marakują i maliną (die Himbeere). Marakuja (die Maracuja) to owoc, który jednoznacznie kojarzy mi się z wakacjami i uwielbiam go w każdej postaci: jako szejk, sok (der Saft), owoc i w żelu pod prysznic. Na zdjęciu brakuje jeszcze żelu z mojej ulubionej Balei, ale to nie był sezon na owocowe żele.
-
Na tę książkę trafiłam przypadkiem. Klappe zu, Affe tot. Mich laust der Affe to książka wyjaśniająca skąd pochodzą niektóre z niemieckich wyrażeń. Polowałam co prawda na książkę wydawnictwa Langenscheidt Muckefuck & Sendeschluss. Wörter außer Betrieb. ale po przejrzeniu jej w księgarni postanowiłam poszukać czegoś ciekawszego. Swoją drogą, szkoda, że nie pojechałam do Niemiec ciężarówką (der LKW) i nie mam brata miliardera, bo było tam tyyyyle świetnych rzeczy do nauki niemieckiego, o ciekawych filmach i książkach nie wspominając, że aż szkoda było te wszystkie dobroci zostawiać na miejscu.
-
Osobom zaawansowanym tytuł Der Dativ ist dem Genitiv sein Tod powinna się obić o uszy. Przez kilka lat w niemieckiej gazecie Der Spiegel (lustro!) w ramach kolumny Zwiebelfisch ukazywały się porady językowe dla rodzimych użytkowników języka niemieckiego (der Muttersprachler), bo przecież oni sami tez czasem robią błędy i nie wiedzą jak poprawnie powiedzieć/napisać niektóre słowa. Artykuły z tej kolumny zostały zebrane i wydane w formie książkowej. Części jest co najmniej pięć, dochodzą też jeszcze pozycje ze zdjęciami śmiesznych/dziwnych niemieckich napisów/podpisów (niczym te słynne poslkie kurosanty). Książka spodoba się na pewno wszystkim osobom zainteresowanym językiem niemieckim. Jak wskazuje sam tytuł jednym z pierwszych rozdziałów jest ten poświęcony niemieckiemu Genitivowi. Czy jest to przypadek, którego nie warto się uczyć? Czy się go w ogóle jeszcze używa? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w tej książce.
-
Poprzedni punkt to było coś dla umysłu, a teraz mamy coś dla ciała (der Körper). Jestem ciepłolubnym stworzeniem i uwielbiam gorące kąpiele (das Bad). A jaką inną, lepszą i praktyczną suwenirę można przywieźć sobie z Drezna? U mnie stanęło na Sprudelbad o zapachu Frangipani-Blüten i Orchidee, Magnolie oraz Ebenholz (heban).
-
Może tego nie widać, ale jestem strasznym kubkowym chomikiem (der Hamster). Mam już ich tyle, że mogłabym zorganizować grubą bibę, a i tak każdy miałby po 2 kubki. Staram się trochę ograniczać ten nałóg (die Sucht), ale MUSIAŁAM przywieźć sobie kubek z Konstancji. Sami rozumiecie, są rzeczy ważne i ważniejsze. Na kubku jest uwieczniony budynek Konzilu.
-
Kolejne kąpielowe pyszności. Tym razem cynamon (der Zimt), goździki (die Nelken) i pomarańcza (die Orange). Można się poczuć niczym pomarańcza gotowana w grzańcu.
-
Kubasek z Norymbergii. Kubasek wypukły taki, z nowego miejsca, z Aniołem norymberskim (z drugiej strony), no jak miałam go nie kupić :P?
-
Nowy rok, noworoczne postanowienia. Wracam do nauki włoskiego i francuskiego. Będę dzielnie walczyć z czasownikami nieregularnymi, więc nabyłam sprzymierzeńców. Jeśli też lubicie takie gadżety do nauki języka, to obejrzyjcie uważnie następne zdjęcie!
-
Miałam nic nie kupować w Saarbrücken, ale ten kubek ma takie fikuśne ucho (das Ohr)! Wiem, wiem, nadaję się na odwyk kubkowy. Pójdę na niego w następnym roku, po (mam nadzieję) grudniowym wyjeździe na niemieckie jarmarki.
Macie jakieś ulubione niemieckie produkty, które kupujecie? O tym, co warto kupić w Niemczech już Wam pisałam, ale może macie jakieś własne, sprawdzone rzeczy?
Oprócz zakupów dla siebie, zrobiłam też zakupy dla Was, moi drodzy Czytelnicy. Mam ochotę zorganizować kilka konkursów i sprezentować Wam kilka gadżetów, które umilą Wam naukę niemieckiego. Już dziś możecie się zapoznać z nagrodami, a za jakiś czas będzie je można wygrać.
Spodobał Ci się ten wpis? Polub zatem mojego bloga na Facebooku i obserwuj go na Bloglovin!
ja mam to szczęście, że do Niemiec mam 10 min rowerkiem i dm to zdecydowanie moja ulubiona drogeria 😉 to jest jeden z tych powodów, dla których w końcu powinnam zacząć uczyć się niemieckiego…